Równo sześć lat temu odszedł Zbigniew Wodecki. Wybitny artysta spoczął osiem dni później na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. W środę odwiedziliśmy jego grób raz jeszcze.
Zbigniew Wodecki zmarł 22 maja 2017 roku w Warszawie. 17 dni wcześniej poddał się zabiegowi wszczepienia pomostowania aortalno-wieńcowego w prywatnym warszawskim szpitalu. Trzy dni później przeszedł udar mózgu i od tamtej pory przebywał w śpiączce. Został przetransportowany do Wojskowego Instytutu Medycznego przy ul. Szaserów w Warszawie, gdzie zmarł.
30 maja w Krakowie pożegnały go tłumy fanów. Uroczystości pogrzebowe odbyły się w Bazylice Mariackiej. To wielki kościół, ale tym razem nie był w stanie pomieścić wszystkich chętnych, którzy przyszli, by pożegnać wielkiego mistrza urodzonego w Krakowie.
Muzyk został pochowany w grobowcu rodzinnym na cmentarzu Rakowickim. Podczas pogrzebu kuzyn artysty odegrał na trąbce utwór „I did it my way” Franka Sinatry.
Wodecki też żył na swój sposób, o czym śpiewał w jednym ze swoich wielkich przebojów, ″Chciałem być″.
Ale już na zawsze będzie kojarzyć się z piosenką, która powstała dla polskiej wersji bajki ″Pszczółka Maja″. Utwór z tekstem napisanym przez Henryka Rostworowskiego towarzyszył wielu pokoleniom Polaków i jest znany do dziś.
I dlatego teraz na grobie wielkiego artysty wiszą przyklejone pszczółki. Te małe zabawki to najlepszym symbol naszej pamięci. Grób zdobią też maleńkie skrzypce – ukochany instrument Wodeckiego.
W sierpniu 2017 powołana została Fundacja im. Zbigniewa Wodeckiego, której głównymi celami są opieka nad dorobkiem artysty oraz działalność edukacyjna i wspieranie talentów. Od 2018 fundacja organizuje w Krakowie coroczny Wodecki Twist Festiwal, upamiętniający twórczość artysty.