Dlaczego w 1939 ludzie bawili się do końca, zamiast szykować się do wojny. Nie wiem. Ja nie zamierzam iść w ich ślady. Wiem, co będzie – pisze dla KR24.pl Antoni, samotny ojciec dwójki dzieci.
Uściślając, wcale nie wiem, ale podejrzewam. Słucham czasem wiadomości. I chyba wszyscy wiemy, co będzie. I nikt z tą wiedzą niczego nie zrobi. Oprócz mnie. Odpuściłem właśnie remont kuchni. Po co mam w nią pakować te 20 – 30 tysięcy złotych, skoro już wkrótce, lada dzień, zaparkuje w niej ruski czołg. Albo dron.
Wykorzystam te pieniądze na zakup najbardziej potrzebnych rzeczy. Tak postanowiłem jadąc tramwajem na Krowodrzę, do szpitala Jana Pawła II na USG tętnic żylnych. Nie wiem, czemu pojechałem. Kazali to przyjechałem. Nie wiem po co, skoro ruskie już jadą. Już lecą. Co mają do tego moje tętnice. Ale kuchni nowej nie będzie. Porzuciłem te kuchenne plany, patrząc na dzieciaki trenujące na boisku Clepardii w promieniach zachodzącego słońca.
Na pewno porzuciłem te plany? Zadałem to pytanie osobom, które teoretycznie mają większe doświadczenie życiowe, od tego mojego 45-letniego. Zapytałem: ″Warto remontować kuchnie, skoro Ruskie już idą?″. I wszystkie te dwie osoby odpowiedziały tak samo: ″Nie można tak myśleć, że przyjdzie wojna, więc nie remontuję kuchni. Trzeba żyć normalnie tak długo, jak się da″. No, świetnie mądrale. Już widzę siebie, jak rozwieszam pranie, odganiając się przed dronami. ″Bo trzeba normalnie żyć″.
A może powinienem przeznaczyć te pieniądze na bojowe ubrania dla siebie i dla dzieci, systemy podtrzymujące życie, maski gazowe, zapasy, lekarstwa, produkty sypkie, resztę pieniędzy w mocnej zagranicznej walucie rozlokować po kieszeniach. Na łapówki i sytuacje awaryjne będą. A nie, nowe flizy i szafki, karuzele na garnki.
Na co mi ta karuzela. Na czaj zaproszę kacapów? Docenią, jak tu ładnie? Rozsiądą się, zrelaksują, karabiny odwieszą, a wtedy z tej karuzeli garnki, raz, raz, wystrzelą wprost w ich zapijaczone ryje? Oczywiście, mogłoby tak się zdarzyć, ale ja chyba nie zrobię tej kuchni jednak. Ta stara w zasadzie nie jest taka zła.
Próbowałem do tej opinii skłonić panienkę z Tindera, która przy okazji drugiego spotkania dała się zaprosić do domu. Mieszkała w pobliżu, więc może dlatego było łatwiej. To była trochę jakby randka po sąsiedzku. A co jest lepsze niż dziewczyna z sąsiedztwa? Każda amerykańska aktorka chciała kogoś takiego zagrać.
No więc przyszła, rozsiadła się i czeka na kawę, ciasteczko. Ja muszę wysunąć szufladę, a ona ma już 25 lat (ta szuflada, nie dziewczyna z Tindera), no i ja wiem, że jak ją wysunę, to ona jebnie. Nie tak całkiem, na podłogę, ale łupnie, walnie, bo ona opada nieco podczas wysuwania i robi to ze sporym hukiem. Muszę wysunąć. Podtrzymuję nogą, próbuję zamortyzować, ale bezskutecznie.
″Jeb″.
Patrzę na moją randkę. Wślepiona w telefon, musiała to słyszeć. Obserwuję ją, gdy podnosi wzrok. Rozgląda się po kuchni. Mojej kuchni. Trzepie rzęsami. Jakby chciała wyostrzyć wzrok, by zobaczyć coś innego niż widzi, ale nie zobaczy. To moja kuchnia. Moja duma. Moja zmora. Jestem w niej codziennie, bo tu robię śniadania moim dzieciom. Kocham ją i nienawidzę. Ta laska z Tindera przelatuje mnie wzrokiem. Już wiem, że na zawsze zostanę w jej oczach na tle tej przedpotopowej kuchni. Wiem, że nic z tego nie będzie. Nie tylko przez kuchnię. Ale kuchnia zakończyła temat. Teraz mogą pomóc jej już tylko Ruscy.
A teraz wyobraźmy sobie chwilę, co by było, gdyby wszyscy odłożyli remonty na kiedy indziej. A kasa poszłaby na wojenne przygotowania. I wyobraźcie sobie miny Rusków. Wchodzą do mieszkania, a tam totalna rozwałka, syf, harmider, wypadające szuflady. Uśmiechają się szeroko, bo czują się jak u siebie, w ojczyźnie. A wtedy spada na nich cała rodzina – wszyscy w maskach, kombinezonach, uzbrojeni w kałachy zakupione na giełdzie na Balickiej. To szybko rozwiązałoby tzw ″wschodni problem″.
Chyba, że jednak by nie przyjechali. A tedy na kiego wała nam te kałachy?
Teksty w dziale publicystyka są subiektywną formą literacką wyrażającą zdanie autora, które nie musi pokrywać się ze zdaniem redakcji.
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas na Facebooku!