Chyba każdy krakowianin jadł tam chociaż raz. Co się stało z kultowym „Pora na Endziora” na Placu Nowym? Kim był jego właściciel?
Starsi krakowianie pamiętają kultowego kotleta z kapustką, sękacz i pyrtek. Młodsi wspaniałe zapiekanki. Chyba każdy rodowity Krakus, chociaż raz jadł w barze „Pora na Endziora.”
Ten bar i jego właściciel to legenda Kazimierza
Zapiekanka w wersji super kosztowała w 2004 roku 4 złote. W latach 90. tak taniego i dobrego kotleta nie dało się zjeść nigdzie indziej. No i jeszcze była słynna grochówka…
Grający na Kazimierzu muzycy wspominają, że gdy z kasą było cienko, pan Andrzej, właściciel Endziora zawsze poczęstował czymś na zeszyt. Według relacji jednej z młodszych krakowianek, gdy zapytała, czy zapiekanki są wypiekane w piecu, swoją dostała z wielkim „TAK” napisanym keczupem. To było kultowe miejsce… I chociaż nadal stoi, zmienił się właściciel.
Wyjątkowy bar na Kazimierzu. Co się stało z Endziorem?
A co się stało z panem Andrzejem? Spekulowano, że nie żyje. Prawda jest jednak inna. Jak mówią jego znajomi, oddał Endziora, bo chciał odpocząć. Później jeszcze przez chwilę prowadził lokal na Podgórzu, a obecnie nie zajmuje się już gastronomią.
– Mój kulinarny faworyt to Endzior, legenda krakowskiego Kazimierza, właściciel minibaru wyspecjalizowanego w kotletach. Ale jakich! Z posypką z płatków owsianych, ziarna dyni i słonecznika. I w ogóle, wypieszczonych – co przekłada się na kolejkę ustawiającą się codziennie pod okienkiem Andrzeja Kamińskiego (tak naprawdę nazywa się Endzior, człowiek wielu specjalności, poeta i ceramik). Więc – pora na Endziora! I na Małopolskę – pisała na łamach Rzeczypospolitej w 2010 roku Monika Małkowska (tutaj)
Miejsce na Placu Nowym należało do niego i wynajmował je kolejnym chętnym na sprzedaż zapiekanek. Ale ten kultowy smak już nie wrócił…
u Endziora zawsze brałem grochówkę (najlepszą jaką do tej pory jadłem a mam 48) i do tego „pyrtek” czyli kotlet, tez nie zapomniany smak dzisiejsze zapiekanki u Endziora to chwyt reklamowy i nic więcej
Panie Andrzeju dużo zdrówka i więcej takich super Gości jak Pan, dzisiejsza gastronomia na Kazimierzu nastawiona jest głownie na szybki zarobek
A jakie goloneczki z kapustką były u Endziora…to se ne wrati Pane Hawranek…
Bywałem, jadłem, zapraszałem tam znajomych z poza Krakowa. Wszyscy byli zdumieni jedzeniem. Pan Andrzej, gdy wyczuł „dobrego” człowieka był miły i rozmowny ale potrafił też się odgryźć ciętą ripostą, gdy ktoś cwaniakował. Mało kto pamięta, ze z początku, gdy Kazimierz był martwym miejscem, Endzior pracował do 15.00. Wraz pojawieniem się ruchu turystycznego wydłużył godziny pracy.
Dużo zdrowia Panie Andrzeju!!!
Czytam i pachnie mi kapustka , kotlet i cala reszta
Pozdrawiam