Na początku listopada tramwaje przestały jeździć na Czerwone Maki. Pasażerowie zostali zdani na autobusy zastępcze. Minął miesiąc, a krakowscy urzędnicy wciąż nie wiedzą, co było powodem awarii.
----- Reklama -----
Dwa dni poszukiwań bez rezultatu
W sieci trakcyjnej zabrakło napięcia. Fachowcy szukali przyczyny przez dwa dni, ale nic nie znaleźli. Tramwaje nie mogły dojechać do pętli, tysiące ludzi musiały korzystać z autobusów.
Wiceprezydent Stanisław Kracik powiedział o tym wprost podczas środowej sesji rady miasta.
– Była awaria, której przyczyny nie mogliśmy przez dwa dni znaleźć. Do dzisiaj nie wiemy, co to było – przyznał Kracik.
----- Reklama -----
Kabel uziemiający rozwiązał problem
Rozwiązanie przyszło przypadkiem. Ktoś dołożył jeden kabel uziemiający i tramwaje ruszyły.
– Dołożenie jednego kabla uziemiającego poprawiło sytuację. Cieszymy się, że to działa – dodał wiceprezydent.
Kracik wrócił później na mównicę i przyznał, że woli przekazać prawdę niż okłamywać mieszkańców. To zasługuje na uznanie, ale fakt, że magistrat nie wie, co tak naprawdę się zepsuło, niepokoi. Co się stanie, jeśli problem wróci?



