500 śniadań. Być samotnym tatą i nie wykorkować

M N
M N

Jestem samotnym tatą. Zrobiłem dzieciom już 500 śniadań. To nie jest proste, ale nie zamieniłbym tego na żadną inną sytuację.

″Dlaczego ten ząb nie został usunięty?″

Słyszę to pytanie, ale nie jestem pewien skąd i dokąd ono leci. Czy to ja jestem jego adresatem?

″Halo?! Dlaczego ten ząb wciąż tu jest?″

Teraz słyszę nieco wyraźniej, więc to chyba jednak do mnie. Nie odpowiadam od razu, bo wciąż zastanawiam się chwilowo nad czymś innym. Otóż nad tym, czy barmani na open barze nad ranem faktycznie zaczynają robić w pewnym momencie mocniejsze drinki, by wreszcie zamknąć imprezę i pójść spokojnie spać. Czuję, że gdybym chciał – mógłbym od razu zwymiotować.

″Ząb 5-4 miał być usunięty″.

Przerywam rozmyślania, bo czuję na sobie cztery pary oczu. Przypominam sobie skierowanie. Faktycznie, mleczny ząb 5-4 miał zostać usunięty, bo blokuje miejsce dla zęba stałego.

Ząb? Nie wiem, dlaczego. Przepraszam – mówię w końcu.

Nie wiem, co tu robię.

Jestem samotnym tatą. Jedno dziecko jest już nastolatkiem. Drugie lada moment. Są dla mnie najważniejsi na świecie. To oczywiste.

Natomiast aż mdli mnie, gdy pomyślę, jak ważny muszę być dla nich ja. Panikuję na myśl, że to ja jestem ich oknem na świat. Tego świata epicentrum. Opoką! Panikuję, gdy uświadomię sobie, że to ja jestem odpowiedzialny za ich życia. Nie tylko za ich poziom ale też za ich ciągłość. Za rozwój. Za odpowiednie standardy. Za usunięcie zęba.

Ja. Ja odpowiadam za to, czy łazienka zostanie faktycznie wysprzątana. Wiecie o co mi chodzi. Facet w związku, nawet jeśli w końcu da się namówić na wysprzątanie łazienki, zawsze ma obok siebie ten wentyl bezpieczeństwa, w postaci swojej kobiety, która w pewnym momencie oznajmi: ″To nie tak″, sama chwyci za szczoty i dokończy temat. U mnie to się nie wydarzy. Jeśli ja coś przegapię, to tak już zostanie. To ja wylewam wodę, która zbiera się w kubeczku na szczotki do zębów. Który inny facet to robi(?!).

To dotyczy wszystkich pomieszczeń. Jak coś zgnije pod jednym z łóżek, ja muszę to odnaleźć.

Ta odpowiedzialność nie kończy się na czystej desce klozetowej. Ta odpowiedzialność jest wszędzie. 24 godzin na dobę. W każdej chwili możesz poczuć na sobie dwie pary ufnych oczu, które liczą na to, że ty i tylko ty właśnie w tym momencie rozwiążesz problem, podejmiesz właściwą decyzję. Poradzisz, odradzisz, zmobilizujesz, wskażesz kierunek lub pokażesz drogę, którą iść nie warto. Trudno opisać ciężar tej odpowiedzialności osobom, które jej nie poczuły.

Jak o tym pomyślę, czuję się jak stuletni mnich z klasztoru zawieszonego na wysokiej górze. A to przecież po prostu ja. Jeszcze niedawno (no, powiedzmy) siedziałem na Juwenaliach i żłopałem z puszki ciepłego Żywca.

Rozmycie odpowiedzialności to proces, który sprawia, że projekty trwają. Utrzymuje na powierzchni firmy, kluby sportowe i korporacje. Co więcej, daje ludziom tę odrobinę luzu psychicznego, który sprawia, że można nad poszczególnymi wtopami przejść do porządku dziennego, a potem ruszyć dalej. Podobnie jest w pełnowymiarowych rodzinach.

Tata powie: – Spytaj mamy.

Mama zapyta: – A co powiedział tata?

I potem wspólnie, w drodze negocjacji albo niedopowiedzeń można ostatecznie podjąć jakąś decyzję i wszyscy nadal będą żyć szczęśliwie. Potem oczywiście, jeśli w konsekwencji podjętej decyzji wydarzy się coś złego, dojdzie do głośnej awantury, której głównym punkcie będzie przerzucanie poczucia odpowiedzialności w taki sposób, by nikt nie musiał żyć z jej całym ciężarem.

Ja tak nie mogę. Biorę całość na siebie, bo innego wyjścia nie mam. Oczywiście, ma to swoje dobre strony. Jako autor wszystkich ważniejszych decyzji, mam pełen obraz sytuacji i wiem, w którym kierunku zmierzamy. Jest w tym pewna spójność. Nawet jeśli nie pamiętam wszystkich poprzednich decyzji, ciągle posługuję się tymi samymi schematami. Jest więc szansa, że nawet jeśli zapomnę co powiedziałem wcześniej, a w pewnym momencie pytanie zostanie powtórzone, odpowiedź będzie identyczna.

Jestem samotnym tatą i dziś nie zamieniłbym tego na żadną inną sytuację. Nie zamieniłbym tego na weekendowe widzenia. Bo wiecie, ich mama gdzieś tam jest, nawet nie tak daleko, ale wyrzekła się większości rodzicielskich obowiązków. To nie jest sprawiedliwy układ. Ale powtórzę raz jeszcze: nie zamieniłbym tego na żadną inną formę.

AM

Teksty w dziale publicystyka są subiektywną formą literacką wyrażającą zdanie autora, które nie musi pokrywać się ze zdaniem redakcji.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas na Facebooku!

Quick Link

Podaj dalej
Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *