Fani Wisły po meczu z Wartą byli wściekli. W strugach deszczu stanął między nimi Jarosław Królewski, właściciel krakowian.
Wisła przegrała z Wartą Poznań 0:1, chociaż była lepsza. Poznanianie strzelili gola po rzucie karnym. Za to podopieczni Kazimierza Moskala oddali kilkadziesiąt strzałów, trzy razy obili słupek i dominowali przez pełne 90 minut. Tym razem, to nie ich nieudolność sprawiła, że stracili trzy punkty. Po prostu mieli pecha.
Właściciel wyszedł do wściekłych fanów Wisły
Fani są wściekli i mają do tego pełne prawo. Wisła, która niedawno walczyła jak równy z równym, z mocnymi, europejskimi klubami jest tylko punkt nad strefą spadkową. Przez sześć kolejek wygrała tylko raz.
Mimo tego kibice nie zostawiają swojego ulubionego klubu. W piątek, chociaż z nieba lało jak z cebra, tłumnie pojawili się przy Reymonta. I znowu musieli przełknąć gorycz porażki…
Po meczu wyszedł do nich Jarosław Królewski, właściciel Wisły. Najpierw było gorąco. Fani krzyczeli, żeby obciął pensję zawodnikom, a jemu radzili, żeby „pie*dolnął się w łeb”. Już podczas meczu wznosili okrzyki: „hej Królewski powiedz szczerze, co napiszesz na Twitterze?„.
Królewskiego żegnano brawami
I kibice, i Królewski byli w ogromnych emocjach. Właściciel stanął między najbardziej oddanymi fanami krakowian, którzy zajmują sektor za bramką.
– Potrzebujemy waszego wsparcia teraz. Wisła potrzebuje wsparcia. Pójdę do szatni i nie będę ich rugał. To nie jest normalne, że pierwsza, druga, poprzeczka nie wpada do bramki. Dajcie im czas! Sezon trwa rok. Jestem jednym z was, mi też zależy na Wiśle. Też jestem wściekły. Mam emocje. Dzisiaj jest trudny moment. We wtorek jest kolejny mecz. I wierzę, że ci piłkarze potrafią grać. Dziękuję wam, że jesteście – apelował.
Jego przemowa porwała fanów. –Miał jaja, wyszedł do nas i za to szacunek– mówili. Gdy opuszczał sektor, żegnały go brawa.