----- Reklama -----

500 śniadań odc. 5. Dlaczego na kobietę w Krakowie nie wolno spojrzeć?

M N
M N

Jestem samotnym tatą. Zrobiłem dzieciom już 500 śniadań. To nie jest proste, ale nie zamieniłbym tego na żadną inną sytuację.

----- Reklama -----

Chcemy tego czy nie, dziś życie toczy się w internecie. Duża jego część. A sprawy damsko-męskie to już w ogóle. Lata temu potrafiłem zagadać do dziewczyny na ulicy, co zresztą skończyło się jak się skończyło, no ale jednak: stało się. Dziś albo to coś ze mną nie tak albo to coś z nimi

Jakiś czas temu byłem z kolegami w Katowicach. Późną nocą poznaliśmy dwie dziewczyny. Rozmawialiśmy do wczesnych godzin porannych, potem odprowadziliśmy je na dworzec, na pociąg do Rybnika. Było przyjemnie i bardzo kulturalnie. I gdy wracałem już do hotelu myślałem, że wszystko zostało zrobione tak jak należy.

Ale rano obudziłem się z poczuciem palącego braku. Bo pomyślałem sobie, że fajnie byłoby raz jeszcze porozmawiać z tą brunetką. I teraz, po przebudzeniu, odległość między jej mieściną a Krakowem nie robiła dla mnie żadnego problemu. Jąłem więc poszukiwać. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Fora, grupy dyskusyjne z jej miejscowości. Ciągle nie mogłem trafić na żaden ślad – to nie była osoba, która błyszczy w necie.

----- Reklama -----

Ostatecznie przypomniałem sobie, że mam z jej koleżanką wspólną znajomą. I tak w końcu udało się dotrzeć do utęsknionej brunetki, no, by na koniec dowiedzieć się, że nie jest zainteresowana podtrzymaniem znajomości. Bywa. Życie toczy się dalej. A w sumie, pomny doświadczeń, zakładam, że taka próba nawiązania związku na odległość, spełzła by zapewne na niczym.

A jest to ciekawe. Gdy moi rodzice się poznali, dzieliło ich ponad 400 km. Mimo to, udało im się rozpalić i podtrzymać ten związek. A przecież mówimy o czasach, gdy 400-kilometrowa podróż maluchem była prawdziwą odyseją, potrafiła potrwać i dziesięć godzin. Nie było PKP Intercity ani Flixbusa. Nie było messengera, whatsappa, nie było facetime’a. Były drogie połączenia telefoniczne i telegramy.

Za to, jakby, nie było przeszkód.

Przytoczona na wstępie przygoda z Katowic pchnęła mnie w kierunku pewnej refleksji. Chodząc po ulicach tego miasta coś nie dawało mi spokoju. Musiałem przez chwilę to przetrawić i uzmysłowić sobie różnicę między Katowicami a Krakowem.

W Katowicach, gdy spojrzysz na dziewczynę, ona prawdopodobnie odpowie na twoje spojrzenie. Co więcej, gdy się uśmiechniesz, ona w odpowiedzi zrobi to samo. I to wcale nie musi być zapowiedź jakiejś dłuższej historii. Po prostu ludzka życzliwość, jakieś chwilowe międzypłciowe połączenie. Oczy mówią ″dzień dobry″, oczy odpowiadają ″dzień dobry″. Chwila, moment. Potem każdy idzie dalej w swoją stronę, jakby w ciut lepszym nastroju.

To zdarza się regularnie. Tam po prostu tak jest.

A w Krakowie? Gdy spojrzysz na dziewczynę czujesz się, jakbyś spoglądał na świętego Graala. Oto w jednej sekundzie stajesz się doktorem Hanibalem Lecterem i zaraz ktoś od tyłu zarzuci ci na twarz taki sam skórzany kaganiec. A, o zgrozo, jeśli spróbujesz zajrzeć w oczy, to niemal jakbyś wciskał się bez kolejki do Groty Narodzenia w Betlejem. Jakbyś za jednym zamachem kradł cnotę i godność. Intruz. Intruz na ulicy. Intruz na Floriańskiej, intruz na Placu Żydowskim, intruz w tramwaju nr 52. Gdyby te przestępstwa były notowane przez jakąś kobiecą policję, pewnie miałbym już dożywocie.

Zdarza się, że krakowska dziewczyna odpowie na twoje spojrzenie. Ale lepiej, żebyście tego nie widzieli. Jakby mogła – cisnęłaby gromami. Jaka szalona myśl pozwoliła ci spojrzeć na ten majestat? Jak mogłeś przekroczyć tę granicę? Jak śmiesz, knypie. Phi. Odejdź. Idź swoją drogą. I nawet nic nie mów – i tak nie usłyszę, bo przecież w uszach mam bezprzewodowe słuchawki.

Oczywiście, jestem brzydki. Jak to facet. Duży nos, siwe włosy, diastema. Co zrobić. Widok taki sobie. Za to jestem miły. Chyba.

Doszło do tego, że nie patrzę, nie zerkam. Nie uśmiecham się oczami. Patrzę w swoje buty. Tyle chyba mogę.

Nie wiem, jak jest w innych miastach. Wiem, jak jest w Krakowie. Bardzo podobnie jest w Warszawie (może nawet gorzej). Wiem, jak jest w Katowicach. I nie rozumiem, skąd ta różnica.

PS
Diastema, jak to brzmi. Niemal jak papieska szata.

Cykl 500 śniadań można znaleźć właśnie tutaj.

Teksty w dziale publicystyka są subiektywną formą literacką wyrażającą zdanie autora, które nie musi pokrywać się ze zdaniem redakcji.

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Bądź na bieżąco! Obserwuj nas na Facebooku!

Quick Link

Podaj dalej
Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *