Aleksander Miszalski, od kwietnia prezydent Krakowa, odziedziczył po Jacku Majchrowskim dość zmurszały i niewydolny system zarządzania miastem, zadaniami, projektami. Odziedziczył mocno zużyte kadry, które w dużej mierze wymagają zmian.
Oczywiście, są w urzędzie są przykłady zaangażowanych, miastotwórczych osób – aktywnie działających od lat, od lat również spychanych na „margines”, czy wręcz blokowanych przez poprzednią władzę na stanowiskach kierowników, głównych specjalistów lub inspektorów. Miszalski zapowiedział audyt, zapowiedział konkretne ruchy organizacyjne, określając tym samym nowe priorytety w polityce miejskiej. Powstać ma min. nowy Wydział Sportu. Niektórzy komentują, że to wszystko trwa zbyt wolno, powoli, a sam Miszalski stał się zakładnikiem budowanego przez wiele lat, „dworskiego” układu w mieście. „Układu” ułożonego i skrojonego w dużej mierze pod potrzeby i oczekiwania samego Majchrowskiego.
Zapomniano o mieszkańcach
Sędziwy dziś, były prezydent Krakowa, to człowiek doby PRL, pamiętający czasy kiedy artykuły prasowe dyktowane były dziennikarzom przez pracowników komitetów wojewódzkich PZPR, budując spokój i komfort władzy na „odcinku prasowym”. Cały aparat komunikacyjny miasta funkcjonował w ostatnich latach niczym zamknięta, oblężona twierdza. Nacisk położony był na własne media i własne narracje. Tylko niestety, zabrakło tu wrażliwości i zapomniano słuchać mieszkańców.
W rezultacie, jak grzyby po deszczu powstawały kolejne ruchy miejskie, portale, media, które mniej lub bardziej skutecznie „rozbrajały” kombinat medialny Majchrowskiego. Jego ludzie zaś zamiast reagować, nawiązywać łączność, tłumaczyć i „dialogować” zamykali jeszcze bardziej ten układ. Na domiar złego na światło dzienne zaczęły wychodzić rozmaite konflikty w obozie władzy. Konflikty wewnętrzne między odpowiedzialnym za komunikację i promocję wiceprezydentem Andrzejem Kuligiem a środowiskiem szefa holdingu komunalnego Tadeusza Trzmiela, awantura o spółkę Kraków 5020 to tylko niektóre przejawy fatalnej atmosfery wewnątrz urzędu i jego agend.
Dziś wymiany wymaga cały aparat kierowniczy promocji, marketingu i informacji z szefostwem Wydziału Komunikacji Społecznej na czele. Zmiany wymaga na pewno sposób prowadzenia mediów miejskich, komunikacja musi stać się bardziej otwarta i dostosowana do oczekiwań mieszkańców. Przede wszystkim musi to być komunikacja rozumna i realna. Celowana.
Dotrzeć do seniorów
Zarząd Dróg Miejskich, Zarząd Transportu Publicznego to kolejne jednostki, które mocno zawodziły komunikacyjnie w ostatnich latach. Nowego spojrzenia wymaga system konsultacji społecznych, informacji o inwestycjach. Wreszcie, przed zastępcą prezydenta, Łukaszem Sękiem niesłychanie trudne zadanie odbudowania systemu wewnętrznej komunikacji wydziałów i jednostek miejskich. Dziś mamy zbudowaną przez Kuliga wewnętrzną superkomórkę składającą się z podległych mu niegdyś jednostek i spółek. I szereg innych niezależnych od siebie ośrodków.
Zarówno wiceprezydent Sęk, jak i inni współpracownicy Miszalskiego (wiceprezydenci Mazur i Klaman) na pewno zauważają potrzebę rzetelnej komunikacji. To osoby, które wiedzą, że miasto ma być dla mieszkańców. Do tego potrzebna jest mądra, skoordynowana komunikacja, odpowiadająca na potrzeby różnych grup, kanały dotarcia z informacjami o życiu miasta, chociażby do „analogowych” seniorów. Bo skąd mają dowiadywać się o tym, co dzieje się w mieście, gdy miejskie dzienniki i inne media drukowane (do których byli od dekad przyzwyczajeni) „zwijają” swoją ofertę?
Tymczasem jedyne jasne punkty na tej niechlubnej miejskiej mapie to instytucje jak Biblioteka Kraków, Muzeum Fotografii, Krakowskie Biuro Festiwalowe czy nawet Zarząd Zieleni Miejskiej, prowadzące jasną, czytelną i nowoczesną komunikację.
Dziś przed prezydentem Miszalskim zadanie odbudowania zaufania do instytucji miejskich. To da się zrobić. To trzeba zrobić.
FW
Teksty w dziale publicystyka są subiektywną formą literacką wyrażającą zdanie autora, które nie musi pokrywać się ze zdaniem redakcji.