Gdzie umiar? Miejscy aktywiści zauważyli, że Aleksandrowi Miszalskiemu zdarza się poruszać po Krakowie za pomocą samochodu i doznali szoku. – To już nie rower? – pyta jeden z nich.
Na Faceboooku funkcjonuje bardzo pożyteczna grupa ″Nasze miasto w naszych rękach″. Często poruszane są tu ważne dla Krakowa sprawy, wywiązuje się dyskusja, która prowadzi do konstruktywnych wniosków. Ale tym razem para uczestników grupy poszła w gwizdek.
Prezydent w samochodzie? Szok!
Jeden z użytkowników forum zauważył, że prezydent Aleksander Miszalski udał się z wizytą do Wodociągów Krakowskich za pomocą służbowego samochodu.
No i zaczęło się. Przecież miał jeździć wszędzie rowerem! Wybuchła niezwykła dyskusja na temat tego, czy prezydent dużego miasta ma prawo wsiąść do samochodu i w ten sposób udać się na spotkanie.
Oczywiście było to nawiązanie do deklaracji Aleksandra Miszalskiego, który deklarował, że jako prezydent nadal będzie dojeżdżał do pracy rowerem. I tak się dzieje. Kto bywa w okolicy, regularnie może spotkać prezydenta jadącego rowerem lub idącego pieszo ulicami Krakowa. A teraz jedzie autem? Z szoferem? Hipokryzja!
Czy ktoś faktycznie uwierzył, że Miszalski od czasu wyboru na prezydenta, nigdy nie wsiądzie do samochodu. Że będzie pędził z wywieszonym językim z przykładowej Nowej Huty na Bielany, gdzie odbyło się wspomniane spotkanie.
Jasna deklaracja prezydenta
Wielu mieszkańców Krakowa doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że rower to świetny środek transportu w ścisłym centrum miasta. I często najszybszy. Ale gdy trzeba ruszyć nieco dalej, może być już nieco inaczej.
Nie przypominamy sobie, by nowy prezydent deklarował, że już nigdy nie wsiądzie do samochodu. Od początku zastrzegał, że do pracy będzie jeździć rowerem, ale na spotkania, szczególnie te nieco dalsze zazwyczaj wybierze inny środek transportu.